Po pojawieniu się informacji, że w Niemczech za stosowanie znaku „Z” (kojarzonego z rosyjską inwazją na Ukrainę) może wiązać się z odpowiedzialnością karną, dyskusje na temat symboli utożsamianych ze zbrodniami wojennymi czy rządami totalitarnymi znów w Polsce rozgorzała, Czy jednak znak „Z” może być uznawany za symbol ustroju totalitarnego oraz czy „delegalizowanie” tego znaku można uznawać za zasadne?

Na gruncie prawa polskiego zagadnienie to jest stosunkowo ciekawe. Co prawda obecnie w Polsce litera „Z” nie została w żaden sposób usankcjonowana prawnie, jednak część osób opowiada się za tym, by podjąć w tym kierunku odpowiednie kroki.  

W polskim porządku prawnym nie istnieje coś takiego jak wykaz symboli zakazanych. Zagadnienie to regulowane jest jednak w kodeksie karnym (art. 256 KK), który stanowi w § 1, że kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa, lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2. Z kolei § 2 wskazuje, że tej samej karze podlega, kto w celu rozpowszechniania produkuje, utrwala lub sprowadza, nabywa, przechowuje, posiada, prezentuje, przewozi lub przesyła druk, nagranie lub inny przedmiot, zawierające treść określoną w § 1 albo będące nośnikiem symboliki faszystowskiej, komunistycznej lub innej totalitarnej. Z kolei § 3 wyłącza bezprawność czynu, jeżeli ktoś rozpowszechniając, produkując, utrwalając czy też sprowadzając tego rodzaju przedmioty, działa w celach artystycznych, edukacyjnych, kolekcjonerskich lub naukowych.

Przedkładając powyższe na przystępniejszy język, jeżeli dana osoba narysuje na murze swastykę, w rozumieniu polskiego prawa popełnia ona przestępstwo. Podobnej karze będzie podlegała osoba, która publicznie nosi koszulkę z symbolem niemieckiego „SS”. To samo tyczy się przykładowo ugrupowań neonazistowskich, które identyfikując się z tą ideologią noszą swastykę jako przypinkę i na tej zasadzie rozpoznają członków swojego ugrupowania. Możliwości popełnienia przestępstwa w tym zakresie jest wiele. Dlaczego jednak polskie prawo zakazało takich działań? Nie chodzi o negowanie samych symboli, a bardziej o napiętnowanie osób, które z ideologiami totalitarnymi miałyby się identyfikować. Chociaż w teorii obowiązuje wolność słowa (i wolność poglądów), to historia pokazała, że niektóre ideologie są szczególnie szkodliwe społeczne. Przykładów w historii jest wiele i za każdym razem wprowadzenie ustroju totalitarnego wiązały się z tragicznymi konsekwencjami. Dlatego właśnie propagowanie czegoś, co doprowadziło do milionów niepotrzebnych śmierci, niepotrzebnego cierpienia i wielu ludzkich tragedii jest uznawane za coś złego. Także z tego powodu polskie prawo zabrania propagowania tego typu ustrojów.

Teraz jednak druga strona medalu, czyli wyłączenie bezprawności czynu. Cele edukacyjne są tutaj oczywiste. Trudno mówić o Hitlerze w szkole nie pokazując jednocześnie symboliki propagowanej przez ugrupowania nazistowskie. To właśnie wyłączenie bezprawności z uwagi na cele edukacyjne pozwala na pokazywanie zakazanych symboli bez narażenia się na odpowiedzialność karną. Inna sytuacja dotyczy na przykład celów kolekcjonerskich. Warto wspomnieć, że w 20-leciu międzywojennym swastyka była częścią emblematu, znajdującego się na kołnierzu munduru noszonego przez polskich artylerzystów. Jeżeli swastyka znajdująca się np. w rodzinnej kolekcji emblematów miałaby narazić nas na odpowiedzialność karną, doszlibyśmy do absurdu. Innym przykładem są symbole stosowane przez grupy rekonstrukcji historycznych. Rekonstruktorzy z okresu II wojny światowej mogą w celach swoich działań posługiwać się swastykami, a, jako że symbol ten znany był jeszcze w czasach pogańskich, osoby odtwarzające historię Słowian również się nim posługują. Kolejny przypadek to cele artystyczne, czego komentować nie trzeba, bo jak wiadomo – sztuka rządzi się swoimi prawami.


I tutaj dochodzimy do symbolu „Z”, który kojarzony jest z inwazją na Ukrainę. Wydaje się zupełnie absurdalne „delegalizowanie” litery. Problem pojawia się w przypadku społecznych odczuć. Oczywiście, jeżeli ktoś działa w celu propagowania rosyjskiej agresji i nanosi literę „Z” w charakterystycznym kwadracie na mur, działa co najmniej w sposób niemoralny. Pojawia się jednak pytanie, czy nie można podpiąć takiego zachowania pod „nawoływanie do nienawiści” – tutaj z pewnością każdy przypadek musi być rozpatrywany indywidualnie. Jednak jeżeli chcielibyśmy przyjąć, że litera „Z” jest symbolem ustroju totalitarnego i nie należy jej stosować, musielibyśmy iść dalej. Przecież na pojazdach bojowych, wykorzystywanych w agresji Rosji na Ukrainę pojawiała się również litera „V”, „O”, „X”, czy „A”. A to już nam „delegalizuje” cały alfabet. Inną kwestią są rosyjskie symbole narodowe a zatem jak widać łatwo jest popaść w tym miejscu w przesadę.

Jako dygresję pozwolę sobie wtrącić, z jakim problemem mierzy się obecnie postać Zorro – przecież zostawiał on znak „Z”, żeby zaznaczyć swoje działanie. Czyżby musiał zmienić imię, żeby jego działania nie były społecznie napiętnowane? A co, jeżeli za jakiś czas pojawi się ktoś, kto oznaczy swoje siły specjalne znakiem Batmana? Jego znak również będzie trzeba „zdelegalizować”.

W tym przypadku nie powinniśmy się skupić na „zakazanych” symbolach, czy ustrojach totalitarnych, a na bardziej prozaicznym „nawoływaniu do nienawiści”. Niezależnie od tego, czy jest ono opatrzone jakimkolwiek symbolem, czy jest skierowane przeciwko Ukraińcom, czy może przeciwko homoseksualistom, osobom o innym kolorze skóry, Żydom, czy buddystom, zawsze jest niebezpieczne i zawsze powinno być napiętnowane.

Nawiasy w tekście przy słowie „zdelegalizować” stosowane celowo, ponieważ sam znak nie jest w polskim prawie “nielegalny”.